października 29, 2018

pozwól sobie żyć

pozwól sobie żyć
Nie ma się co oszukiwać. Mamy ciężki orzech do zgryzienia. Jako pokolenie millenialsów, jesteśmy nauczeni do życia w wygodzie i dostatku. Do czekolady, nowych adidasów i netfixa. Mimo wszystko, choć może i trudno w to uwierzyć, że nasza droga nie jest usłana różami, to rzeczywistość zaskakuje. Nikt nie ma cały czas z górki. Nawet księżniczki.


Gdy myślimy o XXI wieku, myślimy o technologii. Komputery, programy, Internet. Snapchat, facebook, instagram. Choć zwykle patrzymy na nie przychylnie, okiem uzależnionych cielaczków, które posłusznie podążają za kolejnymi Pokemonami, prawda dotycząca tych mediów jest dość brutalna. Posiadając możliwość wnikania i obserwowania czyjegoś życia przez okienko komputera, nieświadomie zaczynamy porównywać nasze życia. Można by stwierdzić, że nie jest to niczym nadzwyczajnym, gdyż w życiu rzeczywistym również to czynimy, tutaj sytuacja ta ma się jednak do siebie nijak. Codzienność jest prawdziwa. Jest różnorodna. Są osoby mądrzejsze i mniej mądre, bardziej i mniej urodziwe. W Internecie natomiast owej selekcji materiału brakuje. Wybijają się osoby piękne, zdolne i bogate. I choć nie wątpię, że same na to zapracowały, problem nie znika. Pojawiają się oczekiwania- ‘ ja też potrafię. Dlaczego ona ma się tak super?! Jestem do bani?’ I w taki oto sposób wpadamy w błędne koło oczekiwań wobec siebie samego. W bardzo niebezpieczne koło. Obsesyjne porównywanie się do innych coraz częściej wiąże się z katastrofalnymi skutkami- depresja, zaburzenia odżywiania, samookaleczenia. Ciągle czujemy się niewystarczająco dobrzy w tym pędzącym do przodu świecie.

Error.


Tak się nie da. Błądzimy w przestrzeni paradoksu. Pragniemy być szczęśliwymi, jednocześnie będąc jedyną przeszkodą do osiągniecia tego stanu. W całym tym zawirowaniu naszych myśli zapomniamy, że kluczem do zdobycia Mont Eversertu nie jest bierne użalanie się nad sobą. Systematyczność. To właśnie klucz do sukcesu. Plu odrobina cierpliwości, ponieważ nawet rzeżucha potrzebuje kilku dni by urosnąć. A co dopiero nasze marzenia.

Różnica pomiędzy tym kim jesteś, a tym kim być pragniesz, to to co robisz.
~Szyszka

października 13, 2018

pokolenie zombi

pokolenie zombi
Dzwoni budzik. Wstajesz. Jednak nie. Przeciągasz 15 minut. Wstajesz. Tym razem na serio. Włączasz radio i się ogarniasz. Wychodzisz z domu, słuchawki w uszach, powieki walczą o każdą sekundę oddechu. Wsiadasz do metra, wyciągasz książkę. Wysiadasz z metra, słuchawki w ruch. Praca. Koniec pracy. Słuchawki, książka, słuchawki. Dom. Radio, netflix, podcasty. Głowa walczy o każdą sekundę wytchnienia.


Jesteśmy pokoleniem zombi. Umiejętność zagłuszania myśli opanowaliśmy do perfekcji, już nawet nie zastanawiamy się nad tym, że nie myślimy, tylko ślepo mkniemy przez życie. Dzisiaj liczą się tylko lajki, wyświetlenia i komentarze. Jedna wypowiedź w Internecie, w dodatku często od osoby mianującej się jakże cudownym Nickiem ‘anonim567’ jest w stanie nas załamać i spowodować szereg poważnych zaburzeń psychicznych. Co zabawniejsze, cały ten cyrk stał się tak popularny, że teraz nastolatki chwalą się posiadaniem owej depresji czy nerwicy, spowodowanej udzielaniem się w social-mediach. Paradoksalnie, czynią to właśnie na tych portalach, co wcale nie jest jednak przypadkowe, ponieważ w ten sposób właśnie gwarantują sobie znacznie większe zasięgi i liczby wyświetleń, czego oczywiście są świadomi. Czegoż nie robi się dla sławy…?

Co więcej, całe te social- media tak bardzo wnikają w nas samych, że już naprawdę nie kontrolujemy, ile czasu dziennie spędzamy na scrollowaniu instagrama czy facebooka. Stało się to dla nas tak rutynową czynnością, jak mycie zębów czy przygotowywanie śniadania. Wpadliśmy w pułapkę wygody i wścibskości. W pułapkę bardzo niebezpieczną. Coraz więcej młodych osób w momencie odcięcia od sieci na chociażby 2 godziny dostaje oczopląsu, nie wiedzą co ze sobą począć, zaczynają zachowywać się agresywnie i niekontrolowanie. Jak małpy wyrwane z zoo. Są w amoku.

Jednym z najgorszych aspektów związanych z uzależnieniem od Internetu są więzi międzyludzkie. Lub też bardziej ich brak. Ostatnio przeczytałam, że dzieci coraz częściej mają problemy z komunikacją w realu, co spowodowane jest właśnie brakiem zwykłych relacji koleżeńskich. Dzisiaj wszystko odbywa się mobilnie- przecież tak jest szybciej, wygodniej i nie trzeba forsować rodziców, żeby zawieźli dziecko do koleżanki. Nawet na przerwach w szkole dzieci zamiast rozmawiać i bawić się ze sobą, wolą spędzać czas na ławeczce, grając w grę na telefonie.

Cały ten szał na depresję i samotność spowodowany jest w dużej mierze przez lenistwo. Po co spotykać się ze znajomymi, kiedy można pograć w LOL-a, albo obejrzeć kolejny odcinek ‘Riverdale’. Relacje międzyludzkie są na wykończeniu. Spowodowane jest to w dużej mierze jakże popularnym ‘comfort zone’, któr jest w moim mniemaniu niczym inny, jak wytłumaczeniem swojego lenistwa rodzicom, którzy i tak nie wiedzą, co to znaczy. wyśmianym. Łatwiej jest mknąć przez życie pod peleryną niewidką, bez konieczności patrzenia ludziom w oczy czy też wymiany słów, podczas oczekiwania na autobus.

Obudźmy się! Hyc hyc!
~Szyszka

września 29, 2018

pozwól sobie żyć

pozwól sobie żyć
Nie ma się co oszukiwać. Mamy ciężki orzech do zgryzienia. Jako pokolenie millenialsów, jesteśmy nauczeni do życia w wygodzie i dostatku. Do czekolady, nowych adidasów i netfixa. Mimo wszystko, choć może i trudno w to uwierzyć, że nasza droga nie jest usłana różami, to rzeczywistość zaskakuje. Nikt nie ma cały czas z górki. Nawet księżniczki.


Gdy myślimy o XXI wieku, myślimy o technologii. Komputery, programy, Internet. Snapchat, facebook, instagram. Choć zwykle patrzymy na nie przychylnie, okiem uzależnionych cielaczków, które posłusznie podążają za kolejnymi Pokemonami, prawda dotycząca tych mediów jest dość brutalna. Posiadając możliwość wnikania i obserwowania czyjegoś życia przez okienko komputera, nieświadomie zaczynamy porównywać nasze życia. Można by stwierdzić, że nie jest to niczym nadzwyczajnym, gdyż w życiu rzeczywistym również to czynimy, tutaj sytuacja ta ma się jednak do siebie nijak. Codzienność jest prawdziwa. Jest różnorodna. Są osoby mądrzejsze i mniej mądre, bardziej i mniej urodziwe. W Internecie natomiast owej selekcji materiału brakuje. Wybijają się osoby piękne, zdolne i bogate. I choć nie wątpię, że same na to zapracowały, problem nie znika. Pojawiają się oczekiwania- ‘ ja też potrafię. Dlaczego ona ma się tak super?! Jestem do bani?’ I w taki oto sposób wpadamy w błędne koło oczekiwań wobec siebie samego. W bardzo niebezpieczne koło. Obsesyjne porównywanie się do innych coraz częściej wiąże się z katastrofalnymi skutkami- depresja, zaburzenia odżywiania, samookaleczenia. Ciągle czujemy się niewystarczająco dobrzy w tym pędzącym do przodu świecie.

Error.


Tak się nie da. Błądzimy w przestrzeni paradoksu. Pragniemy być szczęśliwymi, jednocześnie będąc jedyną przeszkodą do osiągniecia tego stanu. W całym tym zawirowaniu naszych myśli zapomniamy, że kluczem do zdobycia Mont Eversertu nie jest bierne użalanie się nad sobą. Systematyczność. To właśnie klucz do sukcesu. Plu odrobina cierpliwości, ponieważ nawet rzeżucha potrzebuje kilku dni by urosnąć. A co dopiero nasze marzenia.

Różnica pomiędzy tym kim jesteś, a tym kim być pragniesz, to to co robisz.
~Szyszka

września 22, 2018

Jak wymyślić oryginalną i ciekawą nazwę na social- media?

Jak wymyślić oryginalną i ciekawą nazwę na social- media?
Wszyscy tam byliśmy, wszyscy przeżyliśmy. Jedni wyszli z walki zwycięsko, inni z pochyloną głową. Nie jest łatwo wyróżnić się pośród tysięcy osób identyfikujących się tym samym imieniem czy nazwiskiem. Inaczej do sprawy podchodzą ‘szczęściarze’, czyli ci, których natura, inaczej zwana rodzicami, obdarzyła nietuzinkowym imieniem. Bądź nazwiskiem. W każdym razie mają coś ‘własnego’. Coś, do czego mogą się przyssać i nie puszczać, jednocześnie nie mając co chwila wątpliwości, czy owy nick do nich pasuje. Bo pasować będzie. Musi. A oni pozostaną jego dumnymi reprezentantami.

•••

Druga grupa ma pod górkę. Chmara Janów Kowalskich nadciąga.

Niestety tak to już w naszym społeczeństwie jest. Większość z nas posiada te same imiona, podobne nazwiska, identyczne ksywki. Jak na ironię wszyscy pragniemy się wyróżnić i zaafiszować swą jednostkowość. To samo pragniemy pokazywać w sieci, gdzie jednak, na szczęście, nasze pole do popisu jest o drobinę obszerniejsze, niż nadane nam przez innego osobnika kilkuliterowe wyrazy, które stały się naszą etykietą na zawsze. Tu mamy wybór. My jesteśmy tymi, którzy ‘w końcu’ podejmują decyzję o samych sobie.

Wbrew pozorom sprawa nie jest jednak taka prosta, na jaką może wyglądać. Oryginalności nie doda nam przecież dodanie daty urodzenia, czy zapisanie naszego imienia z tyloma ‘o’ w środku, że całe imię nie zmieści się w jednej linijce. Karina21031999 lub Baaaaaaaaaaaaaaaaasia nie brzmią ciekawie. Jak temu zaradzić? Przedstawiam Wam kilka ciekawych zabiegów i pomysłów na to, jak znaleźć oryginalny i nietuzinkowy nick, który będzie idealnie do Ciebie pasować. Zapraszam!

•••

1. Skojarzenia.

Pomyśl o rzeczach, które kochasz, o swoich pasjach i zainteresowaniach, a następnie wypisz na kartkę wszystkie ciekawe słowa, które ci się z nimi kojarzą.

Przykładowo- uwielbiasz podróże i na nich chciałbyś bazować i oprzeć swoje treści na profilu. Wówczas za przykład posłużyć mogą takie słowa jak: walizka, paszport, mapa, samolot, pilot, 4 kółka, przewodnik.
Następnie warto wymyślić jakieś przymiotniki, bądź przysłówki, które w jakiś sposób łączą się z powyższym przymiotnikiem. Dla naszego przykładu: światowa walizka, pan przewodnik globus, pass i kompas, magnetyczny kompas, biegunowy paszport, latające 4 koła.


2. Kombinuj.

Nie wszystko zawsze ‘brzmi’. Więc nawet, jeżeli czujesz, że wybrane przez ciebie słowa, to jest to, ale jakoś tak nie do końca, próbuj poprzestawiać litery, może wybierz synonim. Baw się tym, aż do skutku.

3. Słowotwórstwo.

Przejdźmy do nazw bardziej normalnych. W sensie nietematycznych. Pierwszą rzeczą jaką warto zrobić, jest wyszukanie, czy w swoim imieniu posiadamy jakieś litery, które można by ciekawe zmienić. Idealnie pasuje tu ‘o’, bądź ‘w’, w miejsce których wstawiamy oczywiście kolejno ‘0’ i ‘v’. Za ‘w’ posłużyć może również ‘vv’. Innym ciekawym zabiegiem jest napisanie swojego imienia od tyłu- w przypadku Weroniki, wygląda to następująco: Akinorew bądź Arew.

4. Włoskie serce.

Nie wszystko musi być po angielsku. Dlatego jeżeli kochasz Italię, dlaczego by nie sprawdzić odnośnika twojego imienia w tym języku? A nóż brzmi świetnie!

5. Ty.

Zrób wywiad wśród znajomych i rodziny i zapytaj ich, z jakim słowem im się kojarzysz. Następnie zrób to samo co wyżej- zacznij kombinować! Np. fala- wavycaro.

6. Ups.

Zgub literę. Kolejny ciekawy zabieg. Wymów swoje imię na głos i zastanów się, którą literę można by połknąć, aby imię nie brzmiało całkowicie komicznie i niemożliwie do wymówienia (to też jest ważne, kiedy podajesz komuś swą nazwę), a następnie po prostu się jej pozbądź. Np. Monika- Mika, Mona, Nika. Wszystkie brzmią ciekawie.

7. Lustrzane odbicie.

Napisz swoje imię dwukrotnie, jak odbicie w szybie. Np. Hanna- annaHHanna, Emilia- ailimEEmilia.

•••

No. To na tyle myszki. Teraz myślcie, kombinujcie, próbujcie. Czasem absurdalne myślenie wychodzi na dobre. Good luck!
~Szyszka

września 15, 2018

Blaski i cienie pracy freelancera.

Blaski i cienie pracy freelancera.
Nie ma się co oszukiwać, powstanie Internetu całkowicie zewolujonizowało i zmieniło nasz świat. To co kiedyś wydawało się niemal nierealnym, bądź NAPRAWDĘ niemożliwym, dzisiaj mamy na wyciągnięcie ręki. Nie trzeba pisać listów, umawiać się na spotkanie tydzień wcześniej ani jechać do miasta oddalonego od nas kilkadziesiąt kilometrów, żeby zabukować pociąg. To jeszcze jednak nie koniec, ponieważ rozwój Internetu umożliwił nam również na niewychodzenie z domu. Czy to dobre czy złe… Decyzje są podzielone. Jak zawsze zresztą.

I właśnie ten temat chciałam dzisiaj poruszyć. Praca zdalna.

Osobiście należę do grupy zwolenników i fanów tego rodzaju możliwości zarobkowania. I dlatego właśnie od tej strony chciałabym temat najpierw ugryźć. Chyba największym plusem jest brak przywiązania do miejsca i czasu. Można pracować kiedy się chce- nawet o 3 nad ranem- a także w tempie, jakie się samemu sobie narzuca. Nie stoi nad Tobą wiecznie narzekający szef oraz grono koleżanek, które nie przepuszczą okazji, by cię obgadać. Dzięki temu warunki pracy można określić jako dużo korzystniejsze i przyjemniejsze. W końcu o wszystkim decyduje się samemu.

Drugim plusem pracy z domu jest możliwość manewrowania zarobkami. Mam tu namyśli brak sztywnych wymogów, co do ilości wypracowanych godzin i dni. Jeżeli w danym miesiącu potrzebujesz trochę więcej gotówki, możesz bez problemu więcej pracować. Bez zbędnych formularzy i pytań.

Przyjemność. Jestem zdania, że jeżeli ktoś decyduje się na prace freelancera, musi to lubić. Nie ma się co oszukiwać, choć jest to praca profitująca, jest również ciężka, wymagająca wiele wysiłku i często nieszablonowego myślenia. Trzeba się czymś wyróżnić, dać się ludziom zapamiętać, w końcu w ten sposób budujemy naszą własną markę. To my jesteśmy produktem na rynku i sami pracujemy na to, by jak najlepiej się zaprezentować. Tym właśnie różni się praca zdalna od etatowej- nie jest to szablonowa praca od 8 do 16, o której można zapomnieć popołudniu czy w weekend.

Teraz czas na cienie pracy freelancera. Po pierwsze, oczywiście- brak sztywnych godzin pracy. Niestety ten punkt, w zależności od dnia czy pory roku, może być kolejno albo plusem, albo minusem. Wymaga od człowieka dużej dawki samozaparcia i dyscypliny. Jeżeli nie potrafisz się zmusić do pracy, bez odgórnego nacisku, prawdopodobnie marny będzie z ciebie freelancer.

Dwa. Monotonia. Jasne, wszystko zależy od dziedziny, w jakiej się pracuje, aczkolwiek nieuniknionym jest samotność, co w dużej dawce może dać wrażenie wszechogarniającej monotonii i bezsensu. Człowiek jest istotą stadną, dlatego też ciągłe przebywanie w czterech ścianach raczej mu nie służy. Dlatego też przed rzuceniem się na głęboką wodę, warto rozważyć, czy jest się w stanie owy problem obejść.

No i chyba najgorsze. Brak weekendów. Ten punkt znany jest nie tylko freelancerom, ale chyba każdemu kto robi coś ‘ponad’. Prezes czy właściciel sklepu też często znają ten ból. Ból braku przerwy. Zauważ, że kiedy się uczysz, z góry ustanawiasz sobie (bądź przynajmniej powinieneś), za ile minut zrobisz sobie chwilę odpoczynku. Dzięki temu twój mózg wie, że teraz jest czas na wysiłek, ale za chwilę odetchnie. Dzięki temu działasz efektywnie i sprawnie. Wszystko ma swoją kolej i jest zorganizowane. Niestety w przypadku pracy freelancera sprawy tak nie wyglądają. Jest dokładnie na odwrót. Wszystko jest chaotyczne, dzieje się cały czas, raz pracujesz w południe, a raz o północy. I nawet najlepsza organizacją nie jest się czasem tego w stanie ominąć, ponieważ Internet żyje 24/7, a kiedy człowiek jest samemu sobie szefem, również musi wszystko nieustannie kontrolować.

I jak? Nie taki piękny ten obrazek, jak go malują, prawda? Rzeczywistość jest brutalna, ale wszystko zależy od ciebie, twoich możliwości, cech charakteru i oczekiwań. W końcu nie ma rzeczy niemożliwych, prawda? Także jeżeli czujesz, że praca zdalna to twój konik, śmiało, bierz go! Powodzenia!

~Szyszka

września 08, 2018

wena. Jak dorwać tego gamonia?

wena. Jak dorwać tego gamonia?
Uwaga! Przed przeczytaniem poniższego tekstu proszę zdecydować, czy mają Państwo dystans do siebie i świata na zewnątrz. Jeżeli odpowiedź brzmi ‘nie’, wówczas muszę, niestety, prosić o opuszczenie tego adresu. Z poważaniem. Ja.

Czujesz ją, już prawie tu jest. Dłużej nie wytrzymasz, to już prawie ten moment. Ups. Nie zdążyłeś.

Wena. Podstępna, dzika, nieokrzesana osobliwość. Trudno wyjaśnić jej pochodzenie, z dowodem tożsamości się nie fatyguje, mówić też nie potrafi. Trochę z nią jak z okresem, tyle że zwykle witana jest trochę milej więc wredota nie wsiąknęła w nią aż tak głęboko. Mimo wszystko, jednak czasem jest bezlitosna. Trzeba dać jej upust. I mimo, że jest jej wszystko jedno, w jaki sposób tego dokonasz, to bawi się z Toba w kotka i myszkę. Zwykle budzi się po prostu jako pilne, wręcz kryzysowe pragnienie zrobienia tego czegoś. Nie kupy. Nie martw się. No chyba, że jej rysunku. Albo rzeźby z plasteliny. Ale generalnie raczej coś trochę bardziej, jakby to ująć, stosownego…? Nie, żeby kupa była niestosowna, w końcu wszyscy ją robimy, nie ma się co oszukiwać, jest to nasza potrzeba fizjologiczna, a w końcu potrzeby fizjologiczne znajdują się na szczycie tej piramidy jak jej tam. Chociaż nie, jednak kupa jest w naszym społeczeństwie objęta banem. Zakazem wstępu do miejsc publicznych. I do cudzych łazienek. Nawet jeżeli są prywatne.

Właśnie ją zaprezentowałam. Powyższe linijki wycisnęła ze mnie moja koleżanka Wylewna. Zeszło mi może z 2 minuty, szybciej pisać się nie dało, w końcu nie wypiłam dziś energetyka, a poza tym nie chciałabym zniszczyć komputera. Aż tak zdesperowana nie jestem. Chociaż po tym co tam powypisywałam można by tak stwierdzić, ale przemilczmy ową sprawę. Nie ma co się plątać w niewygodne relacje. Tyle jest tematów na świecie, a my tu o… o czym tak właściwie…?

A tak. Jestem z powrotem na szynach. Teraz jedziemy już prosto do celu, jak pociąg do Warszawy. A więc ten. Wena, tak?

Jak już wyżej wspomniałam, wena jest tworem bardzo dziwnym. Trudno ją wyjaśnić inaczej niż poprzez porównanie sytuacji przed i po. Inaczej mówiąc, gdyby zrobić coś ‘ot tak’, z obowiązku, oraz ‘ot tak’, bo wena zawitała, efekty nie będą ‘ot takie podobne’. Będą diametralne. Różne. Diametralnie różne. I tak- jeżeli masz talent, lub choćby tylko wyćwiczone umiejętności, wówczas faktycznie inspiracja może nie mieć aż tak olbrzymiego pola do popisu. Natomiast, jeżeli nie zawsze jest ci z daną kreatywną czynnością po drodze, to wena jest twoim deską ratunkową. Chwytaj, póki możesz. Uwierz, że rezultat będzie taki jak w twojej głowie (lub przynajmniej ociupinkę temu bliższy), co przyznajmy- nie zawsze, a nawet prawie nigdy nie ma miejsca. Natomiast z weną, sukces będzie murowany! I kostkowany i tapetowany! No dobrze. Skoro to już ustaliliśmy czas na burzę mózgów. Mózgu. Sama tu jestem, wszyscy już śpią. Jak ją przywołać? Po pierwsze wypadałoby ustalić, że jest to, ogólnie rzecz biorąc, wykonalne. Gdyby nie było, to trochę kiepsko. Mimo wszystko moja teza brzmi: da się. Na przyspieszenie okresu istnieją różne mity i zaklęcia, to jakże by na wenę nie było, no proszę… Skandal!

Pomyślałam więc sobie- też mi się zdarza- że przeleję na papier, znaczy się, na ekran mojego laptopa- moje rady, porady i triki. Nie wiem, jak je nazwać. Po prostu wszystko to, co sprawia, że czuję satysfakcję i ulgę, jak to zrobię. Dobra to zabrzmiało dwuznacznie. Ale wiesz przecież, o co mi chodzi. No dobra, lecimy z tematem, jak kelnerka z mielonym. To nie było śmieszne, przepraszam. W każdym razie- do roboty!

1. Zainspiruj się.

Nie miałabym nic przeciwko, gdyby jakimś przypadkiem to właśnie mój blog stanowił to wielkie źródło inspiracji. I choć wiem, że zapewne tak nie jest, czasem miło jest o sobie pomyśleć, jak o kanclerz Merkel. Z drugiej strony, nie ma się też co oszukiwać, że mój post o kupie uczyni świat lepszym miejscem, nie przesadzajmy.

A tak na poważnie już to polecam youtube- szczególnie filmy kreatywne- przedstawiające różnego rodzaju rękodzieło, cudownie zedytowane filmy, czy też poradniki, jak zrobić coś z niczego. Ważnym aspektem jest również muzyka, która działa na nas kojąco i wprawia w dobry nastrój. Pamiętaj, że istotnym elementem tej układanki jest zróżnicowanie. Także nie warto cały czas siedzieć na komputerze, czekając na olśnienie. Lepiej wyjść na dwór, zrobić rundkę na rowerze, hulajnodze, albo pobiegać. Dotlenienie mózgownicy może zdziałać cuda, a siadając z powrotem przy biurku będziemy mieć dużo więcej energii i pomysłów.

2. Zrelaksuj się.

Jak to mówią? Bez relaksu nie ma weny? W każdym razie jakoś tak. Uwierz mi, że zmęczony i wyciorany mózg działa na kreatywność jak packa na muchy. Czyli nie działa. Najpierw musisz się odprężyć, odstresować i przestać myśleć o tym wrednym Panie Marcinie, który kazał ci drukować 200 kopii jakiego durnego dokumentu poczym nawrzeszczał na ciebie, że to nie ten. Co za debil. Ale wyrzuć to z siebie raz i gotowe. Nie bądź jak drukarka. Raz wystarczy. Inaczej skończy ci się przedwcześnie tusz. A tego nie chcemy.

Także przed przystąpieniem do działania warto się zrelaksować, obejrzeć jakiś film, bądź przeczytać książkę. I wypić kawę- na pobudzenie!

3. Otwórz umysł.

Jasne można kopiować. Ale lepiej wymyślić samemu. Dlatego otwórz umysł, pomyśl czego tak naprawdę chcesz, stwórz kilka pomysłów i wybierz najlepszy. Małe wskazówki i podpowiedzi nie są złe, ale im więcej twojego udziału, tym większa satysfakcja. A o to chodzi. Z tego co się orientuję.

4. Nic na siłę.

Wiem, jestem już nudna, nikt go nie lubi, ale idealnie wpasowuje się w dzisiejszy klimat. Pomimo ze istnieje wiele proroctw, jak go wywołać, nie zawsze się sprawdzają. Okres może przyjść, ale nie musi. To samo tyczy się weny. Nawet wykonując rytuały babci Gertrudy nie ma gwarancji, że się pojawi. Tak samo jak nie ma gwarancji, ze nie przyjdzie za wcześnie.
Dlatego wrzuć na luz. Jak nie dziś, to jutro. Jak wena przyjdzie, zrobisz to raz, a porządnie.

5. Nie myśl- rób.

Teoretycznie dostałabym po tyłku za głoszenie tak absurdalnych idei, ale pomyśl. Nie masz wrażenia, że przypadkowe bazgranie czy pisanie bzdet na kawałku poplamionej kawy kartki ze starej gazety, daje lepszy efekt niż godzinne wpatrywanie się w ekran komputera w trakcie ściśle wyznaczonych przez ciebie tydzień temu 2 godzin na „pracę na komputerze”. A akurat wtedy, to jakoś ni w prawo ,ni w lewo? U see my point! Wspaniale! Dlatego wiesz. Nawet Einstein był człowiekiem- daj sobie czas.

6. Rób dużo wszystkiego. A czasem niczego.

Różnorodność to klucz do sukcesu. Gdyby Picasso kiedyś nie chwycił pędzla, dzisiaj nie mielibyśmy Guerniki.

Warto próbować swoich sił w wielu dziedzinach, nawet jeżeli z początku idzie nam nijak. Z dupy nam idzie. Ale wiesz, jak niezmiennie idzie nam z dupy, i z czasem nie idzie nam z tej dupy trochę mniej, to chyba czas najwyższy podciągnąć portki i iść do lekarza. Znaczy się- szukać dalej. I tak w kółku. Aż znajdziemy ‘to coś’.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

To na tyle od mnie. Post był chaotyczny, nieprzemyślany. Jakby nie mój. Ja tylko siedziałam i klikałam na różne guziki oznaczone jakimiś białymi znaczkami, na jednej z części pewnego dziwnego urządzenia, które na te moje oddziaływania reagował, jak kot na wodę. Znaczy odwrotnie. Biegł za mną. Naśladował mnie. Było fajnie. Dziękuję bardzo wszystkim, którzy te moje wypociny przeczytali. A teraz żegnam, idę się umyć. Wena weną, ale tak, jak mówię. Potrzeby fizjologiczne powinny być na pierwszym miejscu.

Ciao mille!
~Szyszka

września 01, 2018

źdźbło kreatywności- jak obudzić w sobie kreatywność?

źdźbło kreatywności- jak obudzić w sobie kreatywność?
Proces tworzenia człowieka był zapewne trudny. Masakrycznie. Nie ma co oszukiwać, cholernie skomplikowane z nas istoty. Choć na pierwszy rzut oka kompletnie się między sobą różnimy, posiadamy również multum cech, które nas łączą i wrzucają do jednego worka.

Jednym z owych atrybutów jest właśnie kreatywność, której ździebełko drzemie w każdym z nas. W jednych ukryte jest tak głęboko, że nawet nie słychać jego ‘podobno’ donośnego chrapania, podczas gdy w drugich nie trzeba go nawet szukać, bo pcha się drzwiami i oknami. Nieokiełznana istota.

Dokładnie. Kreatywność jest strasznie nieokiełznana. Chaotyczna, nieprzewidywalna, szalona. U każdego objawia się inaczej. Aby lepiej zobrazować przedmiot mojego problemu pragnę zaprezentować słynną wikipediowską (?) definicję. Oto ona.

Kreatywność (postawa twórcza; od łac. creatus czyli twórczy) – proces umysłowy pociągający za sobą powstawanie nowych idei, koncepcji lub nowych skojarzeń, powiązań z istniejącymi już ideami i koncepcjami. Myślenie kreatywne to myślenie prowadzące do uzyskania oryginalnych i stosownych rozwiązań. Alternatywna, bardziej codzienna definicja kreatywności mówi, że jest to po prostu zdolność tworzenia czegoś nowego.

Aby przerwać tę nutę niezręczności muszę przyznać, że ja też wolę na chłopski rozum.

Zacznijmy więc od początku. Dziwnie byłoby zaczynać od końca. A więc.

Pewnym jest, iż nutę kreatywności posiada każdy z nas. Jest to nieodłączny element człowieka, który zwykle włącza się naturalnie w sytuacjach alarmowych, gdy na szybko trzeba coś wymyślić, zbudować, zmienić. Wojna wymaga awangardowego myślenia. Na szczęście nie jest to jedyny sposób na obudzenie naszego przyjaciela, jest ich dużo więcej, zwykle dość przyjemniejsze, także luz. Możesz się z powrotem spakować.

Osoba kreatywna to osoba, która patrzy na świat inaczej. Często dosłownie. Kreatywność zwykła chodzić w parze z inteligencją, każe naszej mózgownicy nieustannie szukać dziury w całym. Takie osoby nieustannie (i nieświadomie) poszukują niecodziennych sposobów rozwiązania codziennych problemów. Owa przypadłość posiada niestety (bądź stety) efekty uboczne. Specyficzne efekty uboczne. Poczucie humoru. Zwykle jest zabawnie:

‘Zasłona? Za-słona?! A czemu nie za słodka?!’

Na szczęście kreatywność (a właściwie jej dobudzenie) można wyćwiczyć. A jak wiadomo praktyka czyni mistrza. Z tego powodu przedstawiam Ci 10 sposobów na pobudzenie kreatywności.

W konfrontacji strumienia ze skałą, strumień zawsze wygrywa – nie przez swoją siłę, ale przez wytrwałość.

_____________________________________________________________________________________________

I. UWIERZ, ŻE JESTEŚ KREATYWNY. BO JESTEŚ.

II. Ułóż wierszyk. Bądź napisz opowiadanie. Albo narysuj Kubusia Puchatka. Oczywiście z Prosiaczkiem. Chyba, że wolisz Królika.

III. Wykonując zwykłe, codzienne czynności próbuj wymyślać przeróżne zastosowania dla przedmiotów, których używasz. Przykładowo:

kartka – pisanie – podstawka pod nogę krzywego stołu – opatulina ‘antypęknięciowa’ na szklanki – podkładka do szuflady, aby zapobiec pobrudzeniu kredkami – linijka

IV. Unikaj schematów. Myśl inaczej. Pisz dużymi literami, a zdanie zaczynaj od kropki. Zamiast zmazać niepoprawne słowo, napisz kolejne informujące czytelnika, że pierwsze jest niepoprawne.

V. Zmieniaj trasę codziennych podróży do pracy czy szkoły. Różnorodność to klucz do kreatywnego życia.

VI. Rób zdjęcia. Im bardziej abstrakcyjne, tym lepiej.

VII. Daj się zainspirować. I próbuj inspirować innych. Stawiaj na rozwój.

VIII. Nie stój w miejscu. Próbuj nowych rzeczy. Nawet jeżeli chodzi o nowy smak czekolady. To ważna sprawa.

IX. Dużo czytaj. Najlepiej książek zawiłych i skomplikowanych. Wymagających koncentracji. I poradników, często inspirują. A w dodatku można się czegoś nauczyć, na przykład jodłowania! Super, co nie?!

X. Ucz się języków. Bardzo rozwijają nasz mózg i pozwalają żyć kilkoma istnieniami. Zabawna sprawa, jak w każdym języku sposób patrzenia na świat jest inny.

_____________________________________________________________________________________________

Przetrwaliśmy. Teoria za nami. Teraz czas na to gorsze- praktykę. Może nie będzie tak źle? W końcu co jest złego w wymyślaniu nowego funkcji myszki komputerowej czy kolorowaniu Smerfów?

~Szyszka

sierpnia 25, 2018

ja nie panimaju

ja nie panimaju

Kojarzysz ten moment, gdy podczas zwykłej, codziennej rozmowy na usta nieubłaganie pcha ci się pewna fraza? Fraza tak idealna, tak perfekcyjnie wpasowująca się w to, co w danym momencie czujesz, że aż szkoda jej nie użyć? Czego, niestety zrobić nie możesz. Teoretycznie przynajmniej. W końcu sam decydujesz o tym, co i kiedy opuszcza twoje usta, aczkolwiek czujesz, że w tym przypadku nie wypada. Że byłby to błąd. A kto lubi popełniać błędy. Mimo wszystko wiesz, że wypowiedzenie jej na głos byłoby pomyłką, kosztującą cię dziwne spojrzenia w bok, pełne swego rodzaju niezręczności i niezrozumienia. No tak. Twój rozmówca nie zna tego języka. Ale jak to po polsku…?

Nigdy w pełni nie zrozumiesz jednego języka, dopóki nie zrozumiesz co najmniej dwóch.
W dzisiejszych czasach coraz rzadziej (na szczęście) można spotkać osobę, która zna tylko i wyłącznie swój język ojczysty. Wpływa na to tak wiele czynników, że aż trudno je wyliczyć. Globalizacja. Wielokulturowość. Migracja. Świat się otwiera, a pośród wielu zalet tego oto zjawiska znajduje się właśnie mieszanie się ludzi i kultur, w skutek czego nieraz zmuszeni jesteśmy do nauki języków obcych. Nie oszukujmy się, na polskim daleko nie zajedziemy, trzeba coś więcej. Co by tu…? A tak! Angielski. Ten oto język to podstawa wszystkiego. Fundament. Bez niego ani rusz, nawet do toalety nie pójdziesz, bo nie będziesz wiedzieć, gdzie jest i czy za darmo można.

Rynek w przeciągu kilku ostatnich lat zmienił się diametralnie, jeżeli chodzi o znajomość angielskiego. Pomimo, że kiedyś dzięki jego płynnym władaniu praktycznie dyktowałeś warunki zatrudnienia, tak dzisiaj kiwną na ciebie głową i tyle widzieli. Nie raz zdarza się, że nawet o wymogu jego znajomości nie pisną słówka w ofercie pracy, bo przecież to takie oczywiste… Na tej podstawie można chyba śmiało stwierdzić, że jest on dzisiaj porównywalny do posiadania telefonu czy samochodu. Bez niego ani rusz.

Następnie- dostęp do informacji. Chyba nie muszę z nikim toczyć wojny pod Grunwaldem, aby udowodnić, że w języku angielskim wszystko jest łatwiej, szybciej i wygodniej? Że szukając informacji kim był George Washington w wikipedii anglojęzycznej dowiesz się nawet rzeczy tak niedorzecznych, jak co jadał na śniadanie w czwartki i wtorki, podczas, gdy na polskiej wersji tej strony nie poinformują cię nawet, że w ogóle jadał śniadania? Niedorzeczność! Aż chciałoby się rzec ”bullshit”! Na podstawie wyżej przedstawionego przykładu muszę stwierdzić i swą tezę potwierdzić, iż angielskie informacje są dużo cenniejsze, ponieważ dużo bardziej dogłębne i zróżnicowane. Wachlarz wyboru jaki posiadamy poszukując informacji, w tym języku jest dużo obszerniejszy. A o to chodzi w poszukiwaniu informacji, am I right?

Oczywiście- zabawa. Niech podniesie rękę osoba, która nigdy nie obejrzała filmu obcojęzycznego … tak myślałam. Nic dziwnego, skoro otaczają nas one zewsząd, pchając się drzwiami i oknami. I dachami i podłogami. A myślę, że nikogo nie zdziwi fakt, że oglądanie filmu w wersji z lektorem nijak się ma do oryginalnej. Nie wspominając już o tym monotonnym paplaniu jednej osoby, niedopasowanym nawet do ruchu ust czy płci bohatera, czy częstych, jakże niedorzecznych tłumaczeniach. Mimo wszystko najzabawniejsze są momenty śmieszne (przynajmniej w teorii i po angielsku), za które co prawda nie zawsze można winić tłumaczy, ponieważ raczej trudno to przeskoczyć. Humor jest jednym z tych elementów, które zwykle awykonalnym jest przetłumaczyć, ponieważ nieraz wiąże się z kulturą i „poczuciem humoru” danej społeczności. Czasem też po prostu brak odpowiednich słów, które można by użyć, gdyż w innym języku dane słowo po prostu nie istnieje. A przynajmniej stricte TO dane słowo, ponieważ wiadomo, wytłumaczyć jakoś na około zawsze się da, ale czym jest żart wytłumaczony na około. Bo na pewno nie żartem.

Zabawne są również tłumaczenia niektórych tytułów, które z oryginalnego „Przygody Kubusia Puchatka” tworzą „Truskawkowy kompot” (tak dla przykładu). Nie dość, że nijak ma to się do siebie, to jeszcze bardziej nijak ma się to do fabuły. Aż żal patrzeć…

Ponadto nauka języka działa na nasz mózg tak samo jak rozwiązywanie łamigłówki. Pobudza nasze neurony, wzmaga koncentrację i poprawia pamięć. Udowodniono, iż nauka języków obcych znacząco opóźnia chorobę Alzheimera! Tak więc, do roboty!

Podsumowując warto. Naprawdę. Warto jak nic. Albo jak wszystko. Uczmy się języków. One uczą, bawią, rozwijają. Wiadomo, nauka języka to czasem jak walka z wiatrakami, lata nauki i klapa. Efektów, ni widać, ni słychać. Pamiętajmy jednak, że często to tylko wrażenie. Nie pozwólmy mu się zniechęcić! Język potrzebuje czasu. I praktyki. I osłuchania. Potrzebuje całego ciebie. Jak mu to dasz, to będzie dobrze. Powodzenia!

~Szyszka

sierpnia 21, 2018

Jaką etykietą w social-media jesteś?

Jaką etykietą w social-media jesteś?
Istnieją praktycznie od zawsze, do mody wkroczyły wraz z nadejściem wielkiego „BUM” na media społecznościowe. Etykiety, czyli małe, pozornie nic nie znaczące słówka, którymi charakteryzujemy własną osobę, kategoryzując w ten sposób swój profil i zainteresowania w Internecie.

Muszę przyznać, że od zawsze pragnęłam zostać zapudełkowana. Albo może bardziej- zapudełkować samą siebie. Chciałam w opisie na instagramie czy facebooku oznajmić światu, że jestem wielkiej sławy fotografem, restrykcyjną weganką, czy też, obecnie tak popularnym, make-up artist. Jednak nigdy nie potrafiłam się przemóc, by te kilka krótkich słówek tam umieścić. Dlaczego? Ponieważ w żadnej z tych rzeczy nie jestem „powyżej przeciętnej”. Uważałam, że aby móc uznać się KIMŚ oficjalnie, należy faktycznie owe umiejętności posiadać. I być w tym dobrym. W końcu jest to już swego rodzaju reklama naszej osoby. Warto pamiętać, że Internet to coraz potężniejsze działo, które nie raz przyczyniło się do zdobycia bądź utraty przez kogoś pracy w realnym życiu. Pracodawcy coraz chętniej wyszukują swoich przyszłych pracowników w social-mediach, sprawdzając w ten sposób, kim osoba ubiegająca się o dane stanowisko jest, czym się interesuje oraz jakiego rodzaju zdjęcia publikuje. Czy posiadając na facebooku informację, że pracujesz w choć tak szeroko rozpowszechnionej , lecz jednak nie cieszącej się zbyt dobrą opinią firmie „Szlachta nie pracuje”, zostaniesz potraktowany poważnie? Może. A może nie. Wszystko zależy od branży oraz samego pracodawcy, ponieważ umówmy się, do znanego adwokata, którego wiele ludzi wyszukuje w sieci, taki rodzaj „zabawy” nie przystoi, i nie raz może zaszkodzić, ponieważ niektórych, poważnych ludzi po prostu to zniechęci.

Spoglądając na problem z innej perspektywy należałoby przyznać, iż etykietowanie własnej osoby posiada również wiele zalet. Po pierwsze przybieranie swojej internetowej osobie metki zawziętego czytelnika czy wielkiej wagi bajkopisarza jest pierwszym bardzo ważnym krokiem do sukcesu, ponieważ informuje każdą zabłąkaną na naszym profilu duszyczkę, kim jesteśmy i o czym tu będzie mówione. A o to właśnie chodzi. Nie wiem, czy kiedykolwiek zwróciłeś uwagę, ale to właśnie osoby świadome swojej osoby, zainteresowań i predyspozycji, skupiające całą uwagę i energię jedynie na pewnym zawężonym obszarze swoich działań, najczęściej osiągają sukces? Dzieje się tak ze względu na skupianie uwagi na celu- mając ich zbyt wiele nie koncentrujemy się na żadnym w stu procentach. Łatwo z tego wywnioskować, a nawet bez tego stwierdzić, że bycie wszędzie się nie sprawdza. W dzisiejszych czasach wymaga się od nas decyzji. Kim jesteś i co robisz? Zegar tyka.

Warto również wspomnieć o jeszcze jednym bardzo pozytywnym skutku metkowania ludzi w Internecie- motywacji. Chyba nie odkryję tu Ameryki twierdząc, że Internet to ogromna kopalnia inspiracji, gdzie co rusz natykamy się na tonę kreatywnych dzieł z przeróżnych dziedzin. Jest to o tyle ważne, że to właśnie motywacja pchnie nas do przodu i każe dalej się rozwijać. A w parze z motywacją w przypadku mediów społecznościowych idzie konkurencja, która jest kluczem do osiągnięcia sukcesu, ponieważ konkurencja zmusza nas do perfekcji w naszych działaniach. To ona pilnuje aby wszystkie nasze prace były dopięte na ostatni guzik oraz abyśmy mogli z dumą stwierdzić, że „to jest to”, przed opublikowaniem nowego postu czy zdjęcia. Zmusza nas ona również do ciągłego rozwoju i zagłębiania się w daną tematykę, którą prezentujemy światu. Trzeba „kontrolować rynek” i regularnie sprawdzać, co w trawie piszczy.

Podsumowując chciałoby się stwierdzić, że z etykietami należy się obchodzić jak z jajkiem- choć na ogół dobre, mogą czasem narobić bałaganu. Także wszystko z umiarem. Jeżeli chodzi o mnie, to tak jak piszę, od zawsze szukam swojej szufladki, lecz nie dotarłam jeszcze do momentu, w którym będę potrafiła stwierdzić, gdzie pasuję i chcę zostać. Może nigdy tego nie dokonam, ale walczę z całych sił, aby w końcu znaleźć to swoje miejsce w świecie.

A ty? Co sądzisz o tych całych etykietach w Internecie? Masz już swoją szufladkę?
~Szyszka

sierpnia 16, 2018

ambicja kontra niezdecydowanie

ambicja kontra niezdecydowanie
Bycie ambitnym jest do kitu. Bycie ambitnym i niezdecydowanym to śmiertelne kombo.

Siedzę w pokoju gościnnym mojej babci Franciszki. Siedzę i myślę: „Jak długo muszę jeszcze wytrzymać? Kiedy oni w końcu przestaną o tym rozmawiać? Dlaczego jestem taka do bani?”. Plotki na temat moich studiów, życia i planów na przyszłość trwają w najlepsze. Szkoda tylko, że nikt nie da mi samej dojść do słowa. Ani nie zauważa obecności mojej osoby. Halo, tu jestem!

O, nie… Zaczyna się najgorsze, moment kulminacyjny spotkania- etap zatytułowany: „a moja Anulka to…”- czytaj: wszelkie przechwalanki, czyje to dziecko nie jest lepsze. Masz ci los. A myślałam, że tym razem się uda.

Ambicja. Z jednej strony bardzo pożądana, uważana za cechę pozytywną i cenioną, z drugiej zaś stosunkowo często jest przyczyną depresji, złego myślenia i dobijania samego siebie.

„Nie jesteś wystarczająco dobra. Zawodzisz siebie i swoich rodziców. Mogłabyś zrobić więcej. Zdecyduj się w końcu!"

Bycie ambitnym jest do kitu. Bycie ambitnym i niezdecydowanym to śmiertelne kombo.

Walczę z nią od kiedy pamiętam. Idealna Pani Domu budzi się we mnie co chwilę, śmiałabym nawet rzec, że ona wcale nie zasypia. Zawsze pozostaje w trybie czuwania. Chcę coś zrobić po łepkach? Ściągnąć na egzaminie? Śmiałabym nie zostać na zajęciach dodatkowych? Dobre sobie… Trzeba przyznać, że choć pozornie ambicja uznawana jest za cechę pozytywną i przyczynia się do wielu sukcesów i osiągnięć, to warto jednak zauważyć też drugą stronę medalu- tę, która zawsze gdzieś tam się czai. Osoba ambitna zawsze prze do przodu, chce osiągać coraz to nowsze sukcesy i robi to często nie zważając na swoje potrzeby, często zaniedbując rodzinę i przyjaciół, a także głos zdrowego rozsądku. Liczy się tylko wygrana, tylko efekt końcowy.

Drugim elementem letalnego napoju jest niezdecydowanie. Ono z kolei już od samego początku ma przyszytą łatkę cechy negatywnej. Zwykle ściąga nas ono na dno, ponieważ nie wiedząc co z sobą począć, nie „czniemy” nic. Tylko siedzimy i kontemplujemy co lepsze. I tak w kółko. Bez działania. A bez pracy nie ma kołaczy, prawda?

Bardzo lubię rozmawiać z ludźmi na temat życia, planów, marzeń. Niestety ale równie często obijam się o bardzo smutne stwierdzenie- „nie wiem”. W dzisiejszych czasach na barkach młodych ludzi kładziona jest olbrzymia presja i wiele oczekiwań. „Nie chcesz studiować medycyny? Może jeszcze mi powiesz, że w ogóle nie chcesz studiować?! A co ja powiem moim przyjaciółkom? Że moja rodzona córka marzy o zostaniu sprzątaczką?” to jedne z wielu zarzutów, które młodzież słyszy na co dzień. To właśnie ta presja, ten nacisk powoduje owe zdezorientowanie. Na szali stawiane są dwie rzeczy, które zwykle pozornie równoważą się. Pieniądze i prestiż, a może pasja i zaangażowanie? Z perspektywy naszych rodziców odpowiedz jest prosta- praca jest po to aby zarabiać, czyż nie?

Jednak co nam z tego, że dużo zarabiamy kiedy nie sprawia nam to przyjemności, a jedynie pogłębia depresję i zażenowanie?

To właśnie ten problem jest przyczyną wielu nietrafnych i złych decyzji. Albo może ich braku? Nie mogąc podjąć decyzji przesuwamy ją coraz to bardziej w czasie, tak że ostatecznie znajdujemy się w sytuacji podbramkowej, kiedy już w końcu musimy podjąć jakąkolwiek, a skoro wszyscy nam coś doradzają, to dlaczego by nie skorzystać? Najwyżej będzie na nich... Tylko ile warta jest taka „samodzielna, dorosła decyzja?”

W dzisiejszych czasach coraz częściej zdarza się, że to właśnie osoby ambitne stają się tymi niedecydowanymi. Chcąc osiągać wielkie rzeczy zmuszone są unikać podążania za tłumem, co zwykle osnute jest mgiełką niepewności, strachu i nierozumienia ze strony rodziny, która każe nam iść na dobre studia, które pozwolą nam na zdobycie dobrego stanowiska i przyzwoitych pieniędzy. A skoro jesteśmy ambitni, to chcemy, wręcz musimy pokazać, że potrafimy… Tylko co z tego, skoro zdobycie owego „stołka” i duma rodziny niekoniecznie uszczęśliwia nas samych? I tak wpadamy w błędne koło.

I tu chciałabym powrócić z owym spotkaniem rodzinnym u babci Franciszki i byciem dumą rodziców. Przykrym jest niewpasowanie się w scenariusz napisany przez nich dla nas 20 lat temu. „Dlaczego nie pasuję?” pytam siebie codziennie. A prawda jest taka, że to dobrze, że nie pasujesz. Bo to znaczy, że masz odwagę, by postawić się światu i żyć po swojemu, nie przejmując się plotkami starych bab na twoim osiedlu. Oby tak dalej. Czasem warto zaryzykować i zaszaleć. W końcu tylko wariaci są czegoś warci, co nie?

Ale warto również znaleźć sobie jakiś plan b, coś co pozwoli nam na zaczepienie się w sytuacji, gdyby nasze wysiłki poszły na marne. Czego nikomu nie życzę, lecz wiadomo. Życie to życie. Zaskakuje nas na każdym kroku. Teraz czas żebyśmy sami je zaskoczyli. Powodzenia!

~Szyszka

sierpnia 11, 2018

10 oznak świadczących o tym, że masz w sobie coś z introwertyka

10 oznak świadczących o tym, że masz w sobie coś z introwertyka
Często mylnie uznawany za osobę niepewną siebie i nieśmiałą. W towarzystwie zwykle bardziej słucha niż się wypowiada. Kim tak naprawdę jest introwertyk i dlaczego tak często błędnie odbieramy jego zachowanie?

Wśród ludzi wyróżniamy dwa typy: ekstra- oraz introwertyków. I choć podział ten sprawia wrażenie nieskomplikowanego, a wręcz banalnego, rzeczywistość już nie jest taka kolorowa. Od zawsze był on bowiem osnuty mgiełką stereotypów, według których, to ,do której z grup dana osoba się zaliczała, zależało tylko i wyłącznie od jej wyboru, twierdzono bowiem, iż są to cechy charakteru, którymi można dowolnie manewrować i je modyfikować. I tak właśnie introwertyk stał się odludkiem.

Podkreślmy więc jeszcze raz- introwersja NIE równa się nieśmiałości, co więcej owe wyrażenia mają one do siebie tyle co wiatrak do piernika, a więc… niewiele. Łączy je jednak pewne bardzo piękne słowo- „może”. Dlaczego? Ano dlatego, iż:

Każdy introwertyk MOŻE być nieśmiały, jak i każda osoba nieśmiała MOŻE być introwertykiem.

Ale wcale nie musi!

Z introwersją się rodzimy i jesteśmy z nią związani jak z kolorem oczu czy wzrostem. Raczej ciężko coś z nim zdziałać, tacy jesteśmy i tyle. Natomiast dzisiaj możemy być nieśmiali, a jutro…. oj… bardzo śmiali, odważni wręcz! Co chcę przez to powiedzieć, to to,iż o ile walka z introwersją jest walką z wiatrakami, tak z nieśmiałością już można coś poradzić.

No dobrze, ale kim tak właściwie jest ten cały „introwertyk” i jak go rozpoznać?

Introwertyk jest osobą, która potrzebuje przestrzeni i czasu dla siebie i własnych myśli. Męczy ją ciągłe przebywanie w towarzystwie, imprezy, rozmowy. Zamiast tego woli spędzić czas samemu, skupiając się na swoich wewnętrznych doznaniach. Nie oznacza to jednak, iż jest on osobą egocentryczną. Wiele introwertyków to osoby charakteryzujące się olbrzymią kreatywnością, co można bardzo dobrze zaobserwować w świecie social mediów. To właśnie tam pojawia się wiele osób charakteryzujących się tą cechą- choć pracują samotnie, w zaciszu własnego domu, to efekty nieraz są zniewalające, zarówno od strony wizualnej jak i treści.

Typowe cechy introwertyka:

- najlepiej czuje się w samotności, zyskuje wówczas energię,
- jest dobrym słuchaczem,
- choć posiada niewiele zainteresować, to w każde jest bardzo zaangażowany,
- nie lubi dużych grup, preferuje rozmowy w cztery oczy,
- aby się skupić potrzebuje ciszy,
- korzysta z pamięci długotrwałej, przez co często ma uczucie „pustki w głowie” i może mieć problemy ze znalezieniem odpowiedniego słowa podczas rozmowy,
- nie ma problemów ze skupieniem uwagi,
- efektywność jego pracy nie zależy od pochwał,
- ma problemy z zapamiętywaniem twarzy i nazwisk,
- lepiej się uczy czytając, niż rozmawiając z innymi.

I jak? Masz w sobie coś z introwertyka? A może jednak jesteś tym szalonym ekstrawertykiem?

~Szyszka

sierpnia 07, 2018

Poradnik czytania dla tych, których na sam dźwięk słowa „lektura” chwyta niemoc

Poradnik czytania dla tych, których na sam dźwięk słowa „lektura” chwyta niemoc
Podobno w dzisiejszych czasach zanika, a już zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży ze świeczką szukać osobników zafascynowanych światem słowa pisanego.

Książka. Bawi, śmieszy, rozwija. Pozwala przeżyć miliony istnień, zwiedzić świat wzdłuż i wszerz, a także nauczyć się rzeczy, o których nawet nie miało się pojęcia, że istnieją. Można by rzec, że przypasuje każdemu, gdyż wybór tematyki, autorów czy gatunków literackich jest multum, a jednak coraz trudniej jest nam po nią sięgać.

Haczyk jest jeden- nie można się nie zgodzić, iż dużo łatwiej jest obejrzeć dwugodzinną ekranizację, niż przekartkować książkę, co, przy dobrych wiatrach, zajmie nie kilka godzin, a kilka dni czy tygodni. Co takiego ma więc w sobie owy tusz pokrywający białe stronnice, spięte i włożone w okładkę, w czym nigdy nie dogoni go film?

Sporo. Po pierwsze książka pozwala na rozwijanie wyobraźni. Konwertowanie słowa czytanego na obraz jest procesem bardzo cennym, kształtującym nas jako osoby. Najlepsze w tym wszystkim jest owe „dopasowanie”- całą scenerię i bohaterów człowiek tworzymy sam, zgodnie ze swoimi własnymi preferencjami i pomysłami. Tak jak mu się podoba. Z tego względu dużo łatwiej jest zidentyfikować się z bohaterami czytanej książki, dzięki czemu czyta się dużo szybciej i przyjemniej.

Regularne czytanie sprawia, że człowiek staje się bardziej oczytanym, potrafi się wypowiedzieć na wiele tematów i robi to w sposób dużo bardziej uporządkowany i niechaotyczny. Oczytanie wpływa również w znaczący sposób na tolerancje względem wszelkiej maści inności czy odchylenia od „normy” panującej w danym środowisku. Dzięki temu łatwiej jest przystosować się do wszelkich zmian, gdyż łatwiej jest wiele rzeczy zrozumieć.

Podsumujmy. Czytanie jest ważne. Nawet bardzo ważne. Jednak nawet najlepszym nie zawsze jest z nim po drodze. Jeżeli robi się to na siłę i wbrew własnej woli, może się okazać żmudne i męczące. Niestety ale już w młodych latach jako uczniowie jesteśmy bardzo zniechęcani do uprawiania tego, jakże cudownego, sportu, poprzez wmuszanie czytania wszelkiej maści lektur, które rzadko kiedy trafiają w nasze gusta. Wiadomo, warto czasem przeczytać coś trudniejszego i bardziej ambitnego, lecz czytanie pod presją czasu jedynie zniechęca człowieka do kolejnego sięgania po lekturę. Z tego powodu w późniejszych latach często ma miejsce tzw. efekt Pawłowa- kiedy usłyszymy słowo „książka” nasze pierwsze skojarzenie to „ble, fuj, nie…”. Pawłow, czyli rosyjski fizjolog, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizjologii lub medycyny, który na swoim przeprowadzonym na psach eksperymencie przedstawił powstawanie odruchu bezwarunkowego. Co wieczór przed podaniem psom posiłku zaświecał lampę. Po pewnym czasie zaobserwował, iż już samo zaświecenie lampy (bez podania posiłku) wywoływało u psów wydzielanie śliny, wytworzony został więc odruch bezwarunkowy, a psy zaczęły łączyć zjawisko włączenia lampy z posiłkiem.

Jak owy eksperyment ma się do ludzi i do czytania? A no tak samo! Już w dzieciństwie wiele osób wytworzyło sobie właśnie taki odruch, poprzez wmuszanie w siebie czytania lektur. Nasz mózg po kilkuletnim czytaniu wyłącznie z musu,w dodatku książek, które uważaliśmy za nudne jak flaki z olejem, zaczął identyfikować je z czymś negatywnym, tak że teraz już na sam dźwięk słowa książka robi nam się źle i niedobrze. Czas to zwalczyć. Tylko jak? Przedstawiam Wam kilka banalnie prostych kroków, które pozwolą na ponowne (bądź pierwsze) zakochanie się w świecie słowa czytanego.

Poradnik czytania dla tych, których chwyta niemoc na sam dźwięk słowa „lektura”.

I. Spróbuj określić swój gust czytelniczy.
II. Znajdź książkę, która pozwoli ci się wciągnąć w czytelniczy świat- nie musi być od razu wielkie tomisko Prusa, wystarczy lekka wakacyjna powieść.
III. Zanim przystąpisz do czytania stwórz sobie miłą atmosferę- przygotuj przekąski, picie, koc. Możesz nawet włączyć cichą muzykę, jeżeli cię to relaksuje.
IV. Nie zmuszaj się do czytania, ale próbuj robić to w miarę regularnie. W innym przypadku zaczniesz zapominać fabułę, a nie ma chyba nic gorszego niż wracanie do książki, z której się guzik pamięta.
V. Kiedy czytanie zacznie wchodzić ci w krew i zaczniesz zauważać, że sprawia ci przyjemność, próbuj sięgać po książki bardziej wymagające. Ale nie tylko! Aby czytanie się nie znudziło warto zmieniać gatunki oraz autorów.
VI. Dobrym pomysłem jest również zaangażowanie się w fora czytelnicze, których w Internecie jest multum (np.lubimyczytac.pl). Dyskusja na temat przeczytanej książki, wymienianie własnych opinii czy też wspólne wyczekiwanie na kolejną część trylogii to naprawdę świetna sprawa, a czytanie od razu staje się przyjemniejsze w perspektywie późniejszego jej omawiania.

Książka. Atrybut kujona czy też cudowny przedmiot pozwalający choć na chwilę oderwać się od dzisiejszego pędu życia i odkryć wiele ciekawych miejsc oraz historii? Czym jest dla ciebie?

~Szyszka

sierpnia 03, 2018

tik tok

tik tok
Tik tok.
Boję się.

Czas mija. Sekunda za sekundą, godzina za godziną. Nawet się nie obejrzałam a już minął czerwiec, lipiec, Nowy Rok. Chce mi się płakać. Płaczę.

Od pewnego czasu nie rozumiem samej siebie. Tak jakby wewnątrz mnie samej, w środku cały czas siedziały dwie bliźniaczki- dobra i zła. Ta wierząca w siebie, w nas, i ta druga, kpiąca z moich marzeń i celów. Taki mały, wredny, podstępny hejter. W momencie kiedy już wiem, czego chcę, jaki jest plan działania, kiedy już prawie biorę się do roboty… Niespodzianka!... budzi się ona. Zaczyna się. Wątpliwości, brak wiary w siebie i swoje możliwości. Strach przed opinią innych. Wracam do punktu wyjścia.

Dlaczego tak trudno jest zacząć? To trochę tak jak z nauką chodzenia- raz się nauczysz i umiesz. Raz zaryzykujesz i zwykle wiesz, że nie było się czego bać. Dlaczego więc nie potrafimy tego przekroczyć? Wiecie ile marzeń, ile świetnych pomysłów zostało zabitych przez złą bliźniaczkę? Przez naszą bujną wyobraźnię i obawy, które kreuje nasz mózg? Naprawdę zdaję sobie sprawę, to nie nasza wina. Jest to po prostu 112 naszego organizmu. Alarm, że zamierzamy zrobić coś, co nie jest wygodne, coś co każe nam wyjść z naszej strefy komfortu. Że jeszcze się zmęczymy. To by było.

Szkoda tylko, że wybierając numer nasz organizm nie potrafi przewidzieć trochę odleglejszych w czasie skutków naszych działań. Po pierwsze rozwój. Każde nowe, w szczególności trudne doświadczenie, uczy nas i zmienia niesamowicie. Pozwala nam odkryć nowe perspektywy, ujrzeć świat i ludzi całkowicie inaczej. Rozwija nas.

Niejeden powie „ale po co?, po cholerę się męczyć?” „przecież tak jest dobrze”. Zgoda, ale co oznacza „dobrze”? Moim zdaniem to tak jakby porównać życie i istnienie. Każdy z nas istnieje, ale ilu naprawdę korzysta ze swoich możliwości, talentów, spełnia najgłębiej skrywane marzenia? A czy ty żyjesz?

Muszę wam coś powiedzieć.

Czasem warto jej przywalić. Tej złej bliźniaczce rzecz jasna.

lipca 31, 2018

nie za wygodnie ci?

nie za wygodnie ci?
Dzwoni budzik. 6:00. Znowu to samo, jeszcze 5 minut, błagasz nie wiadomo kogo, świadomy, że skoro twoje poranne modły nie zostały wysłuchane przez 20 lat codziennej litanii, szanse są nikłe, iż tym razem się uda. Czas wstawać. Otwierasz jedno oko, potem leniwie drugie, przeciągając się próbujesz sobie wmówić, że tak trzeba. Nie możesz już dłużej przeciągać. Lewa noga, potem niezgrabnie prawa, siłą umysłu zmuszasz swoje ciało do przejścia do pozycji siedzącej. Pierwszy sukces tego dnia, pocieszasz sam siebie. Kolejne minuty zlewają się w całość, odbębniasz wszystko to, co zawsze. Nazywasz to rutyną. To właśnie ona daje ci poczucie bezpieczeństwa. Nawet nie wiesz jak i kiedy ale już jesteś z powrotem w domu. Padnięty, głodny, spocony. Zaliczone. Teraz czas na przyjemności. Dalsza część rutyny czeka na odhaczenie. Po kilku godzinach zauważasz, że już się ściemniło. Patrzysz na zegar- niemożliwe. Patrzysz po raz drugi- a jednak. Czas spać.

6:00. Dzwoni budzik. Zabawa zaczyna się od nowa.

Trzeba przyznać- schematyczne życie jest wygodne. Albo inaczej- wygodne do czasu, kiedy ktoś pożyczy ci swoją instrukcję obsługi. Coś ci się chyba pomieszało, tłumaczysz, próbując wmówić, sam nie wiesz komu- właścicielowi owej instrukcji, czy też sobie samemu - jak ktokolwiek o zdrowych zmysłach mógłby z takiego przepisu stworzyć coś dobrego. Kiedy już poukładasz sobie w głowie, jak wyperswadować mu swoje zdanie, zaczynasz. Wdech, wydech, jedziesz: Słuchaj, nie żebym chciał być niemiły, ale chyba masz tu jakiś błąd. Czytałem tę instrukcję u wielu osób i choć każda z nich nieznacznie się różniła, zarys pozostawał jednak ten sam. To co jest napisane u ciebie to jakieś fanaberie! Po co się tak męczyć, człowieku?!

Czasem warto spojrzeć na siebie i swoje życie obiektywnie, porównać je z osobami, które podziwiamy, szanujemy i które są dla nas inspiracją. Nie mówię tu o ślepym kopiowaniu czyichś decyzji, lecz ocenie i rozeznaniu, czy nie zostajemy w tyle oraz czy faktycznie cały czas się rozwijamy. Niestety ale często się zdarza, że wygoda, rutyna i spokój, nie idą w parze z ciekawym i satysfakcjonującym życiem. Tak jak z ową instrukcją- choć cel, jakim jest uczucie spełnienia w życiu, mamy ten sam, dróg do jego osiągnięcia istnieje wiele. Jedne skuteczniejsze, inne mniej. Jedne kosztują więcej, a inne mniej wysiłku. Jedynie od nas zależy jakie cele sobie postawimy i jak wiele od siebie wymagamy. To nasze życie i my sami powinniśmy starać się o to, byśmy byli dumni z tego jak ono wygląda.

Zwykle ich nie widzimy. Albo może inaczej- próbujemy nie widzieć. Okazje. Ile razy zdarzyło ci się, że zrezygnowałeś z czegoś tylko i wyłącznie z własnego lenistwa, ponieważ nie chciało ci się ruszyć tyłka z kanapy? Założę się, że nie raz. Spokojnie mi też. Nie żebym była z tego dumna, wręcz przeciwnie. Przyczyn takiego działania można doszukać się ogrom, lecz większość w nich wynika z lekceważenia owych sytuacji. Przez naszą ludzką krótkowzroczność nie dostrzegamy wielu możliwości, które uciekają nam sprzed nosa. A nawet jeśli już je raz dostrzeżemy, z góry zakładamy, iż jak raz się zdarzyło, zdarzy się i drugi. I odpuszczamy, bo teraz to nam się nie chce. Uwaga, niespodzianka- czas nie działa wstecz, a okres na podjęcie działań nie trwa w nieskończoność. Reagować trzeba na bieżąco, teraz.

Priorytety. To właśnie one decydują w większości o tym, jak wygląda nasze życie. W końcu to co postawimy na tapecie, do czego dążymy, całkowicie reflektuje na nas oraz na nasz wizerunek w oczach innych. Z jednej strony jest to coś cudownego, że zmieniając jeden aspekt życia jesteśmy w stanie całkowicie przeklasyfikować się jako osoby- przykładowo z hejtera sportu stać się codziennym gościem siłowni- lecz z drugiej jest to też przerażające, jak wielki wpływ mają pojedyncze, z pozoru błahe decyzje na całkowity obraz naszej osoby.

Mam do Ciebie ogromną prośbę- usiądź. I nie to nie koniec, teraz najważniejsze. Zastanów się na spokojnie nad swoim życiem- czy ścieżka, którą podążasz cię ekscytuje? Czy jesteś dumny z tego KIM jesteś, z tego GDZIE jesteś, z tego co w życiu ROBISZ? Czy masz jakieś nawyki, z którymi chciałbyś skończyć, albo na odwrót, może chciałbyś jakieś nabyć? Zacznij działać, próbuj nowych rzeczy, nowe metody, drogi, poznawaj ludzi. Zacznij żyć tak, jak od zawsze chciałeś!

Do usłyszenia!
~Szyszka