Kojarzysz ten moment, gdy podczas zwykłej, codziennej rozmowy na usta nieubłaganie pcha ci się pewna fraza? Fraza tak idealna, tak perfekcyjnie wpasowująca się w to, co w danym momencie czujesz, że aż szkoda jej nie użyć? Czego, niestety zrobić nie możesz. Teoretycznie przynajmniej. W końcu sam decydujesz o tym, co i kiedy opuszcza twoje usta, aczkolwiek czujesz, że w tym przypadku nie wypada. Że byłby to błąd. A kto lubi popełniać błędy. Mimo wszystko wiesz, że wypowiedzenie jej na głos byłoby pomyłką, kosztującą cię dziwne spojrzenia w bok, pełne swego rodzaju niezręczności i niezrozumienia. No tak. Twój rozmówca nie zna tego języka. Ale jak to po polsku…?
Nigdy w pełni nie zrozumiesz jednego języka, dopóki nie zrozumiesz co najmniej dwóch.W dzisiejszych czasach coraz rzadziej (na szczęście) można spotkać osobę, która zna tylko i wyłącznie swój język ojczysty. Wpływa na to tak wiele czynników, że aż trudno je wyliczyć. Globalizacja. Wielokulturowość. Migracja. Świat się otwiera, a pośród wielu zalet tego oto zjawiska znajduje się właśnie mieszanie się ludzi i kultur, w skutek czego nieraz zmuszeni jesteśmy do nauki języków obcych. Nie oszukujmy się, na polskim daleko nie zajedziemy, trzeba coś więcej. Co by tu…? A tak! Angielski. Ten oto język to podstawa wszystkiego. Fundament. Bez niego ani rusz, nawet do toalety nie pójdziesz, bo nie będziesz wiedzieć, gdzie jest i czy za darmo można.
Rynek w przeciągu kilku ostatnich lat zmienił się diametralnie, jeżeli chodzi o znajomość angielskiego. Pomimo, że kiedyś dzięki jego płynnym władaniu praktycznie dyktowałeś warunki zatrudnienia, tak dzisiaj kiwną na ciebie głową i tyle widzieli. Nie raz zdarza się, że nawet o wymogu jego znajomości nie pisną słówka w ofercie pracy, bo przecież to takie oczywiste… Na tej podstawie można chyba śmiało stwierdzić, że jest on dzisiaj porównywalny do posiadania telefonu czy samochodu. Bez niego ani rusz.
Następnie- dostęp do informacji. Chyba nie muszę z nikim toczyć wojny pod Grunwaldem, aby udowodnić, że w języku angielskim wszystko jest łatwiej, szybciej i wygodniej? Że szukając informacji kim był George Washington w wikipedii anglojęzycznej dowiesz się nawet rzeczy tak niedorzecznych, jak co jadał na śniadanie w czwartki i wtorki, podczas, gdy na polskiej wersji tej strony nie poinformują cię nawet, że w ogóle jadał śniadania? Niedorzeczność! Aż chciałoby się rzec ”bullshit”! Na podstawie wyżej przedstawionego przykładu muszę stwierdzić i swą tezę potwierdzić, iż angielskie informacje są dużo cenniejsze, ponieważ dużo bardziej dogłębne i zróżnicowane. Wachlarz wyboru jaki posiadamy poszukując informacji, w tym języku jest dużo obszerniejszy. A o to chodzi w poszukiwaniu informacji, am I right?
Oczywiście- zabawa. Niech podniesie rękę osoba, która nigdy nie obejrzała filmu obcojęzycznego … tak myślałam. Nic dziwnego, skoro otaczają nas one zewsząd, pchając się drzwiami i oknami. I dachami i podłogami. A myślę, że nikogo nie zdziwi fakt, że oglądanie filmu w wersji z lektorem nijak się ma do oryginalnej. Nie wspominając już o tym monotonnym paplaniu jednej osoby, niedopasowanym nawet do ruchu ust czy płci bohatera, czy częstych, jakże niedorzecznych tłumaczeniach. Mimo wszystko najzabawniejsze są momenty śmieszne (przynajmniej w teorii i po angielsku), za które co prawda nie zawsze można winić tłumaczy, ponieważ raczej trudno to przeskoczyć. Humor jest jednym z tych elementów, które zwykle awykonalnym jest przetłumaczyć, ponieważ nieraz wiąże się z kulturą i „poczuciem humoru” danej społeczności. Czasem też po prostu brak odpowiednich słów, które można by użyć, gdyż w innym języku dane słowo po prostu nie istnieje. A przynajmniej stricte TO dane słowo, ponieważ wiadomo, wytłumaczyć jakoś na około zawsze się da, ale czym jest żart wytłumaczony na około. Bo na pewno nie żartem.
Zabawne są również tłumaczenia niektórych tytułów, które z oryginalnego „Przygody Kubusia Puchatka” tworzą „Truskawkowy kompot” (tak dla przykładu). Nie dość, że nijak ma to się do siebie, to jeszcze bardziej nijak ma się to do fabuły. Aż żal patrzeć…
Ponadto nauka języka działa na nasz mózg tak samo jak rozwiązywanie łamigłówki. Pobudza nasze neurony, wzmaga koncentrację i poprawia pamięć. Udowodniono, iż nauka języków obcych znacząco opóźnia chorobę Alzheimera! Tak więc, do roboty!
Podsumowując warto. Naprawdę. Warto jak nic. Albo jak wszystko. Uczmy się języków. One uczą, bawią, rozwijają. Wiadomo, nauka języka to czasem jak walka z wiatrakami, lata nauki i klapa. Efektów, ni widać, ni słychać. Pamiętajmy jednak, że często to tylko wrażenie. Nie pozwólmy mu się zniechęcić! Język potrzebuje czasu. I praktyki. I osłuchania. Potrzebuje całego ciebie. Jak mu to dasz, to będzie dobrze. Powodzenia!
~Szyszka