Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które żyje bez większych zmartwień. Mamy dach nad głową, jedzenie w lodówce, ubrania w szafie. Ba! Mamy nawet więcej. Żyjemy w dobrobycie, w luksusie, którego często tak bardzo nie doceniamy, bierzemy za pewnik i za coś, co nam się należy. Cała ta sytuacja, ma swoje korzenie jednak gdzieś głębiej, ponieważ nie staliśmy się tacy sami, z własnej woli. A przynajmniej nie całkowicie. Dzisiejsza sytuacja na świecie jest po części skutkiem błędnego wychowania. Ciągłe rozpieszczanie, kupowanie dziecku czego pragnie, podbudowywanie jego ego i nieugięta wiara w jego możliwości, przyczyniły się do rozwoju w dziecku cech egoistycznych i rozpieszczenia. Tak zostaliśmy wychowani, wypielęgnowani przez pokolenie, które samo nigdy nie zaznało uroków całkowitej wolności i możliwości decydowania o swoim losie, więc ze wszystkich sił próbuje zapewnić to swoim dzieciom i wnukom, często nie zauważając pełnego obrazu wykreowanej sytuacji.
Tak jak i wszystko na świecie-nasze wychowanie przyniosło ze sobą również wiele pozytywów. Mimo całego tego egocentryzmu, jesteśmy pokoleniem, które niezmiernie wierzy w swoje siły i potencjał oraz jest niezwykle ambitne. skutkiem wciśniętych do naszych mózgownic wykładów stała się nasza ambicja.. Każdy z osobna pragnie zostać Einsteinem czy Leonardem da Vinci i wierzy w swoją wyjątkowość, nieraz w stopniu wręcz paradoksalnym. Niestety, tu pojawia się problem, gdyż owa wyjątkowość co drugiej jednostki kłóci się z definicją społeczeństwa. Posłużę się tutaj przykładem mrówek - jest królowa i są robotnice. Jak działa więc społeczeństwo, gdzie każdy chce być królową, a brak chętnych do zostania robotnicami. Nie działa. Albo inaczej, działa nie tak jak powinno. Ułomnie. Dokładnie ten schemat dotyczy dzisiejszej młodzieży. Wylewamy jad jeden na drugiego, nieustannie się wywyższamy i podstawiamy nawzajem nogi. Często robimy to w ciszy, niepostrzeżenie, tak aby druga osoba nie zorientowała się, że to nasza sprawka, że jej nie wychodzi. Gramy nie fair-play, byle tylko NAM się udało.
Cały ten wyścig szczurów i próby udowodnienia wszystkim, że potrafimy, że jesteśmy lepsi od innych, sprawiają, że zatracamy wartości, które są podstawą współżycia międzyludzkiego. Nieraz ważniejsze jest ile lajków dostaniemy pod nowym zdjęciem, czy też ile osób obserwuje nasz profil, niż posiadanie przyjaciół w świecie realnym, który powoli spłaszcza się do rangi edukacja-rodzina. Coraz częściej zauważa się u dzieci problem z nawiązywaniem kontaktów międzyludzkich, wyrażaniem swoich uczuć i emocji. Powoli stają się tak zagłębione i tak usidlone w świecie cyfrowym, że nawet podstawowe wartości rodzinne pielęgnowane przez lata, tracą na wartości i pozostają gdzieś w tyle.
Coraz trudniej ufa nam się innym. W obawie przed wyśmianiem, porzuceniem, niezrozumieniem. W dzisiejszym świecie, gdzie każdy w końcu może wyrazić swoją osobowość przybieramy maski obojętności, maski masy. Najłatwiej jest podążać za tłumem, robić to, co wypada i nie wyróżniać się. Jednak jak długo można tłumić swoje prawdziwe ja, wizję świata i siebie samego? Jak długo można sabotować własną osobę, zanim zrozumie się, że bez tej jednej rzeczy nie ma się nic innego?
Czym więc jest dzisiejsza młodzież- skrzywdzonymi owieczkami próbującymi złapać swoją szansę w życiu, czy też samolubnymi robotami, dla których jedynym celem w życiu jest sukces i popisanie się przed znajomymi? Jak bardzo zepsutym pokoleniem jesteśmy i czy jest jeszcze szansa, aby zatrzymać ten okrutny wyścig szczurów nim będzie za późno?
~Szyszka