września 17, 2019

Nie znam angielskiego i co teraz, czyli o znaczeniu bilingualizmu w dzisiejszym świecie

Kultura XXI wieku aż do podszewki przesiąknięta jest wpływami zachodnimi, w szczególności pochodzącymi ze znajdujących się na sąsiednim kontynencie Stanów Zjednoczonych. Wystarczy wejść do sklepu – czy to sieciówki czy marketu, aby zobaczyć jak niewielki udział wszystkich kupowanych dóbr użytku codziennego zawdzięczamy naszym polskim przedsiębiorstwom i jego przedstawicielom. Żyjemy w czasach otwartych granic oraz powszechnej imigracji, gdzie kontakt z obcokrajowcami znajduje się na porządku dziennym, a mimo to zatrważający procent Polaków nie jest w stanie się z nimi komunikować.

Angielski. Jego znajomość w dzisiejszym świecie jest równie niezbędna jak umiejętność kierowania samochodu czy obsługi komputera. I choć niewątpliwie pracę bez tych umiejętności zdobyć jak najbardziej można, zarówno zarobki, jak i warunki pracy mogą pozostawiać wiele do życzenia.

Angielski otacza nas zewsząd, począwszy na środowisku pracy, poprzez studia, gdzie jedynie nieliczne artykuły tłumaczone są na nasz język ojczysty, skończywszy na serialach czy instrukcjach obsługi urządzeń użytku codziennego. Najprostszym przykładem bezpośrednio wskazującym, jak ograniczony dostęp do informacji posiada osoba nie znająca angielskiego, jest porównanie wyszukiwania danej frazy w Wikipedii w języku polskim i angielskim. Podczas, gdy w pierwszym przypadku dana fraza może posiadać kilka zdań, wyjaśnienie w przypadku drugiego języka jest nieraz 10- krotnie dogłębniejsze.

Wiele Polaków nie zdaje sobie sprawy z potęgi znajomości tego języka aż do czasu, gdy dane jest im pojechać na wakacje. Beznadziejność, strach, bezsilność – to właśnie te emocje towarzyszą człowiekowi, który nie jest w stanie zakomunikować swych potrzeb czy problemów innym. I nie chodzi tu wcale o jakieś filozofowanie czy konwersację o zaletach paneli fotowoltaicznych, lecz o najprostsze zamówienie dania w restauracji czy poproszenie o dodatkową pościel w hotelu.

Angielski w pracy. Już sama znajomość tego języka stawia aplikanta w procesie rekrutacyjnym znacznie wyżej niż osobę posługującą się wyłącznie polskim, nie zważając nieraz nawet na bogatsze doświadczenie czy lepsze kwalifikacje drugiego kandydata. W końcu co pracodawcy po świetnym marketingowcu, który nie jest w stanie komunikować się ze swoimi klientami?

Nieraz zdarza się, że pomimo posiadanej na papierze znajomości języka w stopniu umożliwiającym swobodną komunikację, w sytuacji realnej konfrontacji z żywym angielskim pojawia się blokada uniemożliwiająca wymyślenie choćby najprostszego zdania, czy reakcji na otrzymaną informację? Przyczyna tego zjawiska skrywa się w sposobie nauki, który nieraz okazuje się być biernym wklepywaniem gramatyki i słówek. Błąd ten nieraz kosztuje ogrom stresu i presji, gdy w momencie spotkania biznesowego nasze myśli pół minuty krążą w poszukiwaniu odpowiednika polskiego słowa ‘tablica’. Jak więc to zwalczyć?

Nie istnieje jeden idealny przepis na naukę języka, prócz kontaktu z nim na co dzień. I jeżeli nie ma się możliwości nauki w środowisku anglojęzycznym, warto takie środowisko po prostu stworzyć. Seriale, konwersacje, nawiązanie znajomości z osobami z zagranicy (choćby online)… Dróg jest multum, wystarczy jedynie chcieć i faktycznie zmobilizować się do działania.

Podsumowując, język angielski jest niezbędnym narzędziem nie tylko w pracy tłumacza, lecz w przypadku każdego z nas. Pozwala na bezpieczne podróżowanie, dostęp do informacji oraz kontakt z innymi. Dzisiaj znajomość tego języka nie jest już traktowana jako bonus w procesie aplikacji o pracę, lecz jako konieczne minimum, bez którego kandydaci z miejsca zostają odrzucani.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz